W dwutomowej sensacyjnej powieści „2012″ pojawiają się znane z gazet i telewizji postaci
Z pisarzem TADEUSZEM MESZKO rozmawia Jurek Grundkowski.
Od kiedy mieszka Pan w Bydgoszczy?
Dziesięć lat, ale moja rodzina stąd się wywodzi. Babcia przywędrowała z Nadrenii-Westfalii, a dziadek był ułanem z Kongresówki. Przed II wojną babcia urodziła mu dziesięcioro dzieci. Podczas kampanii wrześniowej dziadek – służąc w kawalerii – dostał się do niewoli. Z oflagu już nie wrócił, ale przeżył! Wyemigrował do Australii. Nie mógł wrócić do Polski, ponieważ naraził się Rosjanom. W jaki sposób? Był komendantem tego obozu po wyzwoleniu przez Amerykanów. Pojawili się ludzie radzieccy, oficerowie NKWD, z zamiarem prze-szukania obozu. Chcieli zabrać do siebie (ewidentnie na Sybir) tych oficerów, którzy ich interesowali. Dziadek ich wypuścił, więc NKWD zaprzysięgło mu zemstę. Babcia, jako Niemka z pochodzenia, została wyrzucona z majątku, lecz do obozu nie trafiła. Zajęła się wychowaniem dziesięciorga dzieci. I wychowała. Matka wyjechała na praktykę zawodową do Sławna i tam poznała mojego ojca. Urodziłem się w Sławnie.
Potem los rzucił mnie do Katowic. Studiowałem na wydziale radiowo–telewizyjnym, na kierunku realizator obrazów. Czyli mam papiery operatora filmowego.
Swoją powieść „2012″ wydał Pan w. olsztyńskim wydawnictwie „Solaris”, które specjalizuje się w literaturze science fiction…
Moja powieść nie należy do tego gatunku. Ten dwutomowy, gruby tekst – ponad 50 arkuszy, czyli około 2 min znaków pisarskich! – to powieść sensacyjna o dokumentalnym charakterze. Występują w niej postaci znane z gazet i telewizji, jak Katarzyna Kolenda-Zaleska i Dariusz Szpakowski, sprawozdawca sportowy, naukowcy, politycy.
Dlaczego „2012″?
Kosmos zawsze mnie fascynował. Urodziłem się 4 października 1957 roku. W tym dniu wystrzelono pierwszego satelitę Ziemi (to przez to rodzice mówili na mnie „sputnik”). W Szczecinku, gdzie wtedy mieszkaliśmy, żył krawiec – miłośnik astronomii. Zawarliśmy znajomość. Krawiec był niesłychanie ciekawą osobą. Powstał nawet o nim film fabularny. Główną rolę grał Kazimierz Kaczor. 2012 to rok aktywności słonecznej. Wszystko przez ten wszechświat. On istnieje i my istniejemy. Krawiec ze Szczecinka (Adam Giedrys) występuje na kartach powieści. Co ciekawe, jednym z uczniów krawca Giedrysa był słynny astronom Aleksander Wolszczan, odkrywca pierwszej planety poza naszym układem.
Z pisania trudno wyżyć. Właściwie się nie da. Jak więc Pan zarabia?
Kiedyś miałem agencję reklamową, ale zbankrutowałem. Teraz zajmuję się grafiką komputerową. Inklinacje w tym kierunku żywiłem od zawsze. Kiedy byłem na praktyce w warszawskim ośrodku telewizyjnym, lubiłem siedzieć przy stole mikserskim i coś tam kombinowałem. Był to bardzo ciekawy czas – strajki w Gdańsku w 1980 roku. Kiedyś tak się zasiedziałem, że zostałem w nocy. Przysnąłem. Wszystkich wyrzucili ze studia, a o mnie zapomnieli! Czy-sto polska organizacja pracy. Przecieram oczy – patrzę: towarzysz pierwszy sekretarz Edmund Gie-rek. I obstawa, współpracownicy. Było to przed jego wystąpieniem, w którym nawoływał do spokoju. Nie wyszło. Bieg czasu spacyfikował samego Gierka.
Czy można powiedzieć, że komputer ułatwił Panu życie?
W sensie zawodowym, na pewno tak.